Miłość nie wszystko wybacza
W krótkim życiu Fryderyka Chopina kilka kobiet odegrało znaczącą rolę. Były przyjaciółki, znajome, ale były również ukochane. Pierwszą, która skradła młodzieńcze serce Fryderyka była Konstancja Gładkowska, późniejsza polska śpiewaczka. Zauroczyła ona Chopina nie tylko urodą, ale także głosem. Jawiła się w oczach kompozytora jako ideał kobiety. Miłość platoniczna, pełna marzeń, żaru i uniesień, co znalazło swoje odbicie w obu koncertach. Niestety Chopin wyjechał z kraju i nie powrócił, a jak wiadomo miłość na odległość szybko wygasa.Kolejną wybranką była Maria Wodzińska. Przeszła do historii jako narzeczona Chopina i bohaterka lirycznych utworów Słowackiego. Znali się od dzieciństwa spędzonego w Warszawie. Później spotkali się dwukrotnie i w 1836 Chopin oświadczył się jej, ale w oczach rodziców nie był mile widzianym kandydatem. Słabego zdrowia, skromny, biedny artysta nie wzbudził ich aplauzu. Chopin nie mógł wrócić do Polski ze względów politycznych, tak że i ta miłość wkrótce wygasła.
Trzecią i zarazem ostatnią była Amantine Aurore Lucile Dupin, powszechnie znana jako George Sand. Bez dwóch zdań osoba kontrowersyjna, popularna pisarka i powieściopisarka swojej epoki. Rozgłos zdobyła śmiałością podejmowanych tematów i niezależnym sposobem bycia, wykraczającym poza ówczesne obyczaje. Sand zachowywała się, jak na tamte czasy wyjątkowo – nosiła męskie stroje, paliła cygara i nimi „pachniała”. Ponadto miała wielu kochanków i … pokochała Fryderyka. Nie był ani pierwszym, ani ostatnim mężczyzną w jej bogatym życiu erotycznym. Była to miłość skomplikowana, trudna do zrozumienia dla większości. Kochankowie spędzili razem dziewięć lat, lecz gdy się rozstali, to też inaczej niż zwykli zjadacze chleba. Pomimo troskliwej opieki jaką otoczyła Chopina, gdy gruźlica mu coraz bardziej wyniszczała organizm, po rozstaniu z nim nie odwiedziła go w ostatnim stadium choroby. Nie przybyła też na pogrzeb, ani na mszę żałobną. Ich skomplikowane relacje intrygowały wielu pisarzy i biografów. Na rodzimym rynku, „Lato w Nohant” Jarosława Iwaszkiewicza zaowocowało wieloma adaptacjami teatralnymi i telewizyjnymi. Każda z innym ładunkiem emocjonalnym i odmiennym spojrzeniem na głównych bohaterów dramatu. Powstał także film w reżyserii Jerzego Antczaka „Chopin. Pragnienie miłości”. Pragniemy jej wszyscy, to fakt, jak faktem jest to, że pamięć, miłość do spuścizny, wzruszenie przy jej odbiorze towarzyszy nam po dziś dzień jak świat długi i szeroki.
Pan Lech Serpina na zajęcia przygotował dla nas utwory, których nie usłyszy się na żywo w salach koncertowych, a które ze wszech miar zasługują by je poznać i pokochać. W wykonaniu Pawła Zawadzkiego, wrocławskiego pianisty i pedagoga słuchaliśmy skomponowanych w okresie 1831-1838 preludiów. Te fortepianowe miniatury należą do najpiękniejszych i najważniejszych kompozycji Chopina. Zdaniem jemu współczesnych kompozytorów, różnorodność nastrojów i wrażeń w nich zawartych nie ma sobie równych w całej literaturze muzycznej.
Z płyty winylowej z 1960 roku, specjalnie dla nas, pan Serpina przegrał na taśmę dwa utwory – Trio fortepianowe g-moll op. 8 – utwór skomponowany na fortepian, skrzypce i wiolonczelę oraz Introdukcję i polonez C- dur – na fortepian i wiolonczelę.
Tym razem na fortepianie grał Władysław Szpilman, ps. „AL Legro”, któremu towarzyszyli Tadeusz Wroński – skrzypce i Aleksander Ciechański – wiolonczela, w kolejnym na wiolonczeli grała Halina Kowalska.
Na podsumowanie zajęć – „wisienka na torcie”. W wykonaniu Arthura Rubinsteina – Walc Des-dur op.64 nr 1 – dedykowany Delfinie Potockiej, powszechnie nazywany – minutowym, którego jeszcze nikt w minutę nie wykonał. Uważanemu za najlepszego interpretatora muzyki Chopina, Arthurowi Rubinsteinowi, zajęło to prawie 2 minuty. Nazwa walca została niedokładnie przetłumaczona, miało być drobny, mały, a zapisano „minutowy”. No cóż, problemy językowe, skąd my to znamy?
Tekst: Jolanta Żuchowska
Zdjęcia: Krystyna Karcz