Stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku

Recenzja Andrzeja Włodarczaka

Recenzja Andrzeja Włodarczaka

 

 

 

 

 

II nagroda w konkursie „Moje literackie fascynacje” dla Andrzeja Włodarczaka za recenzję książki „Osiołkiem” Andrzeja Stasiuka. Organizatorem konkursu po raz siódmy była Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gorzowie Wlkp. Wyniki zostały ogłoszone w dniu 27 listopada 2019 roku.

 

Andrzej Włodarczak

Osiołkiem po bandzie

Czytając opowiadanie ,,Osiołkiem’’ Andrzeja Stasiuka odniosłem wrażenie, że po zdobyciu kilku prestiżowych nagród literackich pisarzowi ,,odbiła palma’’ z zachwytu nad sobą.

Zaskakuje już samo motto książki: ,,Jechali my na chuj, na chuj na maszynie”.

Owszem, rozumiem konieczność używania wulgaryzmów w literaturze, ale tylko w uzasadnionych sytuacjach, dla podkreślenia emocji. U Stasiuka zaś epitety w stylu ,,na chuj”, ,,po chuj” i ,,w pizdu” mnie po prostu rażą. Nie mają uzasadnienia, nie wynikają z kontekstu sytuacji. Autor pewnie chciałby, żeby wyrażały jego nonszalancki stosunek, wręcz dystans do opisywanych obrazów, ale moim zdaniem mu to nie wychodzi. Zwyczajnie przegina z brzydkimi słowami.

Pomysł napisania książki o podróży w nieznane jest ciekawy, choć wcale nie nowatorski. Autor wyrusza swoim zielonym niewielkim autkiem nieznanej nam marki zwanym osiołkiem lub szerszeniem nie na zachód Europy (bo tam to tylko po zegarki do Szwajcarii albo po czekoladki do Belgii), ale na wschód. Przez Ukrainę, Rosję i  Tadżykistan dociera do Kazachstanu.

Stasiuk tak tłumaczy sens wyprawy na wschód: nie obchodzi mnie dokąd jadę, obchodzi mnie co widzę; to ma być niezapomniana męska przygoda w czasie urlopu; jechałem, bo tak mi się zachciało.

Towarzyszy mu kompan, o którym pisze per Z., bez pełnego imienia chociażby raz. Współtowarzysz potrzebny jest mu jako zmiennik za kierownicą osiołka i jako tłumacz na język rosyjski. I więcej nic. ,,Z..” w opowiadaniu Stasiuka ograniczany jest w zasadzie do odpowiadania na proste pytania w stylu ,,ile dzisiaj? Tysiąc (km – przyp. mój), damy radę”. Trudno mi pojąć, dlaczego Stasiuk wręcz odhumanizował towarzysza długiej i ciężkiej podróży…Czyżby się z nim pokłócił? Albo raczej nim pogardzał jako robotem do kierowania autem i tłumaczenia z polskiego na rosyjski i w drugą stronę?

Zresztą ta pogarda dla ukraińskich, a zwłaszcza rosyjskich obrazów widzianych zza szyby ,,osiołka’’ aż nadto wyraźnie wylewa się z opowiadania autora. A przecież każdy kraj jest inny, moim zdaniem należy przyjmować do wiadomości styl życia ludzi tam mieszkających, aniżeli ich krytykować czy nimi pogardzać. Stasiuk wielokrotnie pisze o rosyjskiej i kazachskiej policji drogowej per ,,psiarnia”. Ciekawe, czy gdyby znalazł się w Belgii czy Szwajcarii tak samo nazwałby tamtejszych  funkcjonariuszy drogówki, których przecież zadaniem jest pilnowanie przestrzegania przepisów drogowych.

Dziwi się na przykład, że mijana właśnie rzeka Wołga jest tak szeroka i długa. A powinien to pamiętać chociażby z lekcji geografii w podstawówce…

Rosję lubi tylko za jedno, przekładając na zawartość jego portfela. Za tanią benzynę.

I ,,błyskotliwa’’ refleksja o naszym kraju. ,,Jaka może być wolność między Rosją i Germanią? No jaka? To nie jest wolność – tylko pech!”.

Gdy nie znajdą przy drodze podrzędnego baru, żywią się chińskimi zupkami popijanymi kawą nesca.

Właściwie nic nie zwiedzają. Nawet Astany, nowej stolicy Kazachstanu, kapiącej od złota i kiczowatej, ale na swój sposób ciekawej. Autora bardziej zaprzątają myśli, ile kilometrów da się przejechać każdego dnia i czy wreszcie nie nadzieją się na ,,psiarnię”.

No i Stasiuk wykrakał. Na długo przed miastem Tamerlan upatrzyli sobie jego ,,osiołka” kazachscy milicjanci drogówki. Nagrali na laptopie, jak przejeżdża podwójną linię ciągłą i przekracza dozwoloną prędkość o 50 km. A na dodatek – jak jego pasażerowie oddają mocz pod wielkim portretem prezydenta tego olbrzymiego kraju (bo tam był cień – przyzna potem autor). Stasiuk jest zaskoczony, że w tak niby prymitywnym kraju ,,psiarnia” ma aż tak dobrą technikę podglądania podróżnych. Mundurowi żądają 120 dolarów według ,,nieoficjalnej taryfy”. Oficjalna byłaby znacznie surowsza – do pięciu lat więzienia za znieważenie portretu prezydenta kraju.

,,Psiarnia” ma czas, godzinami przetrzymuje Stasiuka w radiowozie, aby zmiękł i dał im dolary, bo co im po Polakach w kazachskim areszcie…Ten zaś coraz bardziej boi się tiurmy w obcym kraju.

Wreszcie ów odhumanizowany przez Stasiuka współtowarzysz podróży o ksywie Z. kończy negocjacje. 40 dolarów zadowala kazachską ,,psiarnię”.

I na tym się kończy ta dziwna opowieść zasłużonego dla współczesnej polskiej literatury pisarza. Powieść, która wywołała we mnie mieszane uczucia. Temat ciekawy, ale paskudnie – ja tak uważam – opowiedziany. Paskudnie, bo z pozycji nadętego ,,Europejczyka”, wręcz ,,Prawdziwego Polaka”, który wyssał z mlekiem matki niechęć, wręcz pogardę do Rosji i wszystkiego co na wschód od naszego kraju…

Andrzej Włodarczak

powrót do strony głównej