Jan Sebastian Bach na pożegnanie
25.01.2023 r.
Z przyczyn od nas niezależnych w styczniu zajęcia odbyły się tylko dwa razy. Oba dotyczyły twórczości Jana Sebastiana Bacha i pozwoliły na zamknięcie tego tematu. Podczas zajęć wysłuchaliśmy wielu utworów lecz była to znikoma ilość ze spuścizny wielkiego mistrza muzyki barokowej. Mieliśmy możliwość wysłuchać w całości koncertu brandenburskiego nr 3 w wykonaniu Berlińskiej Orkiestry Barokowej, którą poprowadził Reinhard Goebel, dyrygent i skrzypek specjalizujący się w muzyce dawnej na autentycznych instrumentach.
Koncerty brandenburskie są doskonałym przykładem umiejętności tworzenia przez Bacha nowych rodzajów muzyki i można je uważać za przodków późniejszych symfonii. Zbiór liczy 6 koncertów i został skomponowany dla ( lub na zamówienie) margrabiego Brandenburgii Christiana Ludwiga. Nie jest znana ani reakcja margrabiego na koncerty, ani ewentualne wynagrodzenie za nie. Brak też wzmianki czy odbyło się ich wykonanie. Biorąc pod uwagę, że nie każdy muzyk był w stanie wykonać utwory Bacha a do tego potrzebny był zespół zdolnych muzyków istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że nie wybrzmiały one na dworze margrabiego. Odnaleziono je po jego śmierci w skrzyni pełnej nut i sprzedano za 24 grosze. Ponownie je odkryto w XIX wieku w archiwum Brandenburgii. Swoją obecną nazwę zawdzięczają pierwszemu biografowi Bacha Johannowi Nikolausowi Forkelowi, który tak je nazwał w 1802 roku.
Ze świeckiej spuścizny Bacha bardzo rozpoznawalna, popularna i opracowywana na inne instrumenty jest aria na strunie G, pochodząca ze suity orkiestrowej D-dur nr 3. Jak to u Bacha, rok jej powstania jest nieznany. W literaturze przyjmuje się, że miało to miejsce między 1717 a 1723 rokiem. Wysłuchaliśmy jej w kilku transkrypcjach. Wszystkie wspaniałe. Jedyna, trudna do „pokochania” to wersja elektroniczna, a to za sprawą basów. Niezależny głos basowy , charakterystyczny dla baroku, realizujący podstawę harmoniczną utworu grany na instrumentach klasycznych jest jak najbardziej na swoim miejscu i stanowi znak rozpoznawczy epoki. Co innego gdy wybrzmiewa na syntezatorach. Węgierscy muzycy – Balazs Ferenc i Lyppenyi Gabor – twórcy transkrypcji, uzmysłowili słuchającym czym basso continuo, mogło być dla współczesnych Bachowi.
Słuchając muzyki Bacha trudno zrozumieć tych, którzy krytykowali go za styl harmonijny i pełen wyrazu ale pozbawiony wdzięku i niemelodyjny. Do grona krytykantów dołączył także najbardziej znany z pięciu jego synów muzyków – Carl Philipp Emanuel /1714-1788/. Emanuel był kompozytorem, pianistą i klawesynistą, zwanym Bachem berlińskim lub hamburskim z racji miejsc zatrudnienia. Przez 30 lat był nadwornym klawesynistą króla Fryderyka II w Berlinie i Poczdamie a następnie objął stanowisko kantora w Hamburgu po swoim ojcu chrzestnym Georgu Philippie Telemanie. Jest autorem prawie 900 utworów. Pracowitość i talent odziedziczył po ojcu.
By porównać ich twórczość wysłuchaliśmy dwóch części jednej z jego symfonii . W niczym nie przypomina twórczości ojca, najkrócej rzecz ujmując – miejsce polifonii, zajęła homofonia. Stosunek syna do twórczości ojca można uznać za odwieczną rywalizację międzypokoleniową a co do innych – geniusz jest jeden a krytykantów wielu. Gdyby nie Jan Sebastian Bach i jego preludia oraz fugi nie byłoby pewnie muzyki w takim kształcie jaki znamy . To co wymyślił dla swoich potrzeb stało się podwaliną do rozwoju muzyki i do dzisiaj nikt nic innego nie zaproponował.
Wszyscy wielcy wykonawcy mają w repertuarze utwory J. S. Bacha. Słuchaliśmy ich wykonaniu: Vanessy-Mae – brytyjskiej skrzypaczki, kompozytorki i sportsmenki, Konstantego Andrzeja Kulki – polskiego skrzypka wirtuoza, solisty i kameralisty, Światosława Richtera /1915-1997/ urodzonego w Żytomierzu w Ukrainie jednego z największych pianistów XX wieku a także Rafała Blechacza, polskiego pianisty, zwycięzcy XV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Niektóre we fragmentach, inne jak preludia, fugi w całości. Najważniejsze, że są i można przy nich przenieść się choć na chwil kilka w lepszy świat.
Tekst: J. Żuchowska
Zdjęcia: K. Karcz