Stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku

Krystyna Teterwak – wspomnienia

Krystyna Teterwak

 

WSPOMMNIENIA SŁUCHACZY UTW

 

1.

 

Pamiętam doskonale dzień 1 września 1939 roku. Był piękny, słoneczny, ciepły poranek. Krzątanina wokół uszczelniania

gliną i workami okien w piwnicach z obawy, że Niemcy użyją gazów, szycie masek  przeciwgazowych i oklejanie paskami papieru szyb okiennych, żeby nie wypadły w czasie bombardowania. Tego dnia odczuliśmy pierwsze oznaki wojny: wczesnym rankiem nad Poznaniem przeleciały samoloty lecące bombardować  Warszawę. Miasto oszczędzono, zrzucono trzy bomby w okolicy dworca kolejowego. Jedna z nich wpadła do sklepu gospodarstwa domowego i wtedy zobaczyłam rozbryzgany na ścianie mózg właściciela. Mam też w pamięci stojącego na dachu kamienicy polskiego żołnierza strzelającego z karabinu do samolotów nieprzyjaciela i wycofujące się wojsko polskie; armaty ciągnięte przez konie, piechotę polską maszerującą dość bezładnie. Potem nadciągającą armię niemiecką: żołnierzy maszerujących trójkami z bagnetami na karabinach, krzyczących: „fenstern zu machen” a za nimi samochody pancerne z żołnierzami ciągnące armaty.

2

Nadszedł mroczny czas okupacji: wydano nam dowody tożsamości z odciskiem palców.  Dzieci polskie zostały zapisane do szkoły. Ja chodziłam do szkoły przez trzy ostatnie miesiące 1939 r. Od stycznia 1940 r. mój rocznik i starsze zostały zarejestrowane w tzw. Arbaitsamt (Urząd  Zatrudnienia). Te 12-, 13-, 14-letnie dzieci kierowano do pracy w fabrykach i różnych zakładach pracy, jako pomoce domowe albo do pracy na roli do Niemiec.

Zostałam skierowana do pracy w niemieckiej rodzinie. Było to młode małżeństwo starszych ludzi – pan był po 50-tce a pani po 40-stce, mieli półtorarocznego synka Joachima. Byłam traktowana dość dobrze, jadałam posiłki z nimi przy jednym stole, a ponieważ krępowałam się najadać do syta, często byłam głodna. Stosunkowo szybko opanowałam potoczny język niemiecki. Chłopczyk Joachim bardzo mnie lubił, śpiewałam mu niemieckie piosenki, chodziłam na spacery. Do moich obowiązków należało nakrywanie i sprzątanie stołu, zmywanie naczyń, obieranie warzyw. Do prania i gruntownego sprzątania przychodziła kobieta z biura mego chlebodawcy. Pamiętam jak dziś, gdy pan wrócił z biura, wołając podniecony: „Mamusiu, nasze sztandary powiewają na Akropolu!”. Po wielu latach, gdy byłam w Grecji na Akropolu właśnie, spytałam o te powiewające sztandary i dowiedziałam się, że powiewały tylko przez jeden dzień, bo w nocy partyzanci zrzucili je i Niemcy już nie odważyli się więcej ich zawiesić.

W tej rodzinie niemieckiej pracowałam około dwóch lat. Rozchorowałam się przeciążona pracą w trzech ogrodach zagarniętych Polakom, bo musiałam podlewać rośliny, nosząc wodę konewkami z basenu. Lekarz, Ukrainiec jako obcokrajowiec miał takie prawa jak Niemcy, ale traktował bardzo dobrze Polaków. Dał mi zaświadczenie, że nie mogę tam pracować. Następną pracę miałam w rodzinie ukraińskiej, gdzie zajmowałam się małym chłopcem i byłam dobrze traktowana. Pamiętam, słuchaliśmy pod pierzyną radia z Londynu, gdy zadzwonił policjant niemiecki. Wszyscy zamarli, bo za posiadanie radia groziła kara śmierci, ale na szczęście jemu chodziło o nieszczelne zaciemnienie okien. Pod koniec wojny zostałam wysłana do kopania rowów strzeleckich i przeciwpancernych. W styczniu 1945 r. przyszli Rosjanie.

3

Styczeń 1945 r. Niemcy wycofali się, ale w Cytadeli bronili się jeszcze sześć tygodni. Żołnierze radzieccy wchodzili z karabinami do mieszkań i szukali „germańców”, kradli rowery i „czasy” czyli zegarki. Polacy w zamian wymyślili takie hasło:

„Bierzcie czasy i rowery – jedźcie z nimi do cholery”.

Rozpoczęłam naukę w Gimnazjum i Liceum Żeńskim im. gen. Zamojskiego w Poznaniu. W czasie okupacji trochę uczył mnie ojciec, dużo czytałam oraz korzystałam z encyklopedii. Głęboko w mojej pamięci tkwi matura. W 1948 r. uczyły nas przedwojenne profesorki, niektóre z doktoratem, według przedwojennych reguł. Zostały jednak odsunięte, a Kuratorium przysłało swoich egzaminatorów. W rezultacie 1/3 zdających oblała maturę. Pozostałe 2/3 miały obniżone stopnie zwłaszcza z tematów literackich, a oceny dobre dostały tylko te osoby, które pisały na tematy społeczno-polityczne. Profesorki zostały zwolnione i skierowane do uczenia w szkołach podstawowych. Zamiast balu maturalnego był smutek i żal.

Jesienią 1948 r. rozpoczęłam studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego, przemianowanym w 1950 r. na Akademię Medyczną. Studia ukończyłam w 1953 r. i skierowano mnie tzw. nakazem pracy do Gorzowa Wlkp., gdzie czułam się trochę jak na zesłaniu. Praca od rana do wieczora, święta, niedziele, nocne dyżury, dom, rodzina, a dziś UTW …

Ale to już inna historia.

                                                        Krystyna Teterwak

 

 

 

powrót do strony głównej