Nasze poetki ludowe
Na ostatnich zajęciach sekcji „Rozmowy o książkach” (24.I.2022) zajmowaliśmy się fenomenem poezji ludowej. Wszędzie, w każdej społeczności, niezależnie od miejsca zamieszkania, języka, religii, koloru skóry i obyczajów, ludzie odczuwają potrzebę poezji. Najczęściej tak powstają ludowe opowieści powtarzane przy ognisku albo dzieciom przed zaśnięciem. Ważna w nich jest treść, czyli historia ze zdarzeniami, ale także odnajdywanie metafor, tworzenie obrazów o charakterze uogólniającym, czyli poezja. Wyższym etapem jest zapisywanie takich wypowiedzi, bo zdecydowana większość twórców ludowych nie umie pisać.
*
W naszym środowisku były dwie utalentowane poetki ludowe: Stanisława Plewińska z Deszczna i Papusza z Gorzowa. Pierwsza pisała po polsku, a druga po cygańsku, ale obie za najważniejszy temat uznawały swój związek z przyrodą. Wiersze Papuszy tłumaczył na język polski poeta Jerzy Ficowski, który – jak każdy tłumacz – dodał coś od siebie. Wiersze Stanisławy Plewińskiej znamy w jej oryginalnej formie i dzięki temu możemy śledzić ich przemianę i dojrzewanie autorki do wysokiej poezji. Z wierszy Papuszy znamy tylko 41 pisanych we wczesnym okresie, na początku lat 50. Wtedy Jerzy Ficowski poznał Papuszę i jej wiersze. Ona sama twierdziła, że wszystkie późniejsze spaliła, albo wcale nie zapisywała. Ale wszyscy, którzy ją znali zawsze uważali, że „mówiła poezją”.
*
Podczas zajęć czytaliśmy wiersze tych dwóch poetek, razem z nimi podziwialiśmy naturę – u Plewińskiej wieś, u Papuszy – las. Bo wiersze, szczególnie tak proste jak poetek ludowych, wystarczy czytać, by w pełni je odczuć.
Obie poetki dostały w 2020 roku książki z pełnym ich dorobkiem: wiersze Papuszy wydała Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta, a wiersze Stanisławy Plewińskie Akademia im. Jakuba z Paradyża.
Zapraszamy do przeczytania kilku:
Stanisława Plewińska
Deszczowe łzy
Popłakało się okno
Płaczą kwiaty w ogrodzie
A łzy tworzą kałuże
I tak zimno na dworze
Zaszło słonko za chmury Noc cichaczem się wkrada
Ptaki w drzewach się skryły
Zgasło światło sąsiada
Poczekajmy do rana
Kiedy słonko zaświeci
Kwiat otrząśnie się z łezki
A ptak w niebo uleci.
W kłosach zbóż
Wlecze się słonko po niebie
A tak bym pragnęła już
Aby w mej skromnej potrzebie
Zaszło za krańce mórz
Osłabłam w pracy wyczerpana z sił
Kurz osiadł na moim czole
Ptak się na chmury skrył
A ja się wciąż mozolę
Chciałabym już odpocząć
To nie jest możliwe więc cóż
Niech siada kurz na mym czole
Jak ptak na kłosach zbóż.
Mój sad
Mój sad wiosną nagi
malowane suknie
pierwszy pąk nadziei.
Kwiat obiecujący owoc
czekanie smaku
jeszcze zielone
kuszące,
głośny huk zębów
zapomniana niecierpliwość.
Moja wiosna już odchodzi
Była zima i znów wiosna
I znów wszystko się zieleni
Tylko moja wiosna więdnie
Nikt mej wiosny nie odmieni
Już powiędły moje liście
Umierają moje kwiaty
Słońce wschodzi i zachodzi
Dla mnie życia tylko straty
Nikt mi wiosny nie odmieni
I odnowić nikt nie zdoła
Dzień co za dniem gdzieś ucieka
Ktoś w odległą drogę woła.
Papusza
Lesie, ojcze mój (Weszo, dadoro miro)
Lesie, ojcze mój,
czarny ojcze,
ty mnie wychowałeś,
ty mnie porzuciłeś.
Liście twoje drżą
i ja drżę jak one,
ty śpiewasz i ja śpiewam,
śmiejesz się i ja się śmieję.
Ty nie zapomniałeś
i ja cię pamiętam.
O, Boże, dokąd iść?
Co robić, skąd brać
bajki i pieśni?
Do lasu nie chodzę,
rzeki nie spotykam.
Lesie, ojcze mój,
czarny ojcze!
Gdzie jest moja spódnica ze wszystkich kwiatów świata
(Kaj sy miri podźi)
Panie, gdzie jest moja spódnica,
ta czerwona i biała,
ze wszystkich kwiatów świata?
Kto mi ją podarł na strzępy?
Gdzie ona jest, powiedzcie!
Mój Boże, taka śliczna była,
jakże mam ją zapomnieć?
Moje białe, czerwone i zielony lasy,
moje czarne wieczory,
godziny północne
już nic nie pamiętają
i nie wiedzą wcale,
gdzie chłopka jakaś,
a może Cyganka,
chodzi w mojej spódnicy,
śmieje się i śpiewa!
Panie, jak ja ją szyłam!
Jak ją układałam!
Daleko w górach, dolinach przystaję,
tu i tam się rozglądam:
gdzie jest moja spódnica
czerwona, biała, czarna,
ze wszystkich kwiatów świata?
I zawołałam: – co się stało?
Chcecie gdzieś zgubić suknię moją?
Jest ona jeszcze,
choć już bardzo stara.
Dawno ją szyłam sobie,
aż raz z rąk mi wypadła,
kiedy sen mnie zmorzył.
Alem się obudziła i wróżę ci, panie,
że ją znajdę jeszcze.
Tekst i zdjęcia: Krystyna Kamińska
powrót do strony głównej