Stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku

Poeci ze Stilonu

Poeci ze Stilonu

W tym roku swoje 40-lecie obchodzi Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury. Jego założycielami było dwoje dobrych poetów: Maria Przybylak i Kazimierz Jankowski. Listopadowe zajęcia sekcji „Rozmowy o książkach” poświęciliśmy przypomnieniu ich wierszy.
Robotnicy ze Stilonu
Obydwoje pracowali w Stilonie, przez wiele lat największym zakładzie produkcyjnym Gorzowa, w którym wytwarzano przede wszystkim syntetyczne nici wykorzystywane do produkcji różnych tkanin. Nici te powstawały w procesie chemicznym, na maszynach, które musiały pracować bez przerwy. Dla ludzi oznaczało to pracę na trzy zmiany, z najtrudniejszą, bo nocną. Do tego w oparach procesów chemicznych, w hałasie, w ostrym oświetleniu.
Zajęcia rozpoczęliśmy od przypomnienia związków każdego ze słuchaczy ze Stilonem i analizy, jaki Stilon pozostał w naszej – gorzowian – zbiorowej pamięci. Okazało się, że pamiętamy przede wszystkim to, co zakład dawał ludziom: mieszkania, żłobki, przedszkola, szkoły, wczasy, opiekę zdrowotną i socjalną, wypoczynek, kluby sportowe, ofertę kulturalną itp. O ciężkiej pracy mało się już pamięta.
Maria Przybylak pracowała na różnych stanowiskach robotniczych, a najbardziej lubiła funkcję windziarki. Musiała windą przewozić to, co było potrzebne do produkcji i odbierać gotowe szpule, by je zawieźć do magazynu. Zawsze w tempie, by inni mieli na czym pracować.
Kazimierz Jankowski był aparatowym. Jego zadaniem był nadzór nad urządzeniami, stałe pilnowanie parametrów potrzebnych do funkcjonowania maszyn i do produkcji. Bez chwili na odpoczynek.

Maria Przybylak i jej wiersze

Miała autentyczny, samorodny talent poetycki. Urodziła się w 1929 roku na dalekim Polesiu w okolicach Pińska, wojna zabrała jej szkolne lata, w 1946 roku z rodzicami przyjechała do podgorzowskiej wsi, a gdy w 1951 roku ruszył Stilon, rozpoczęła pracę. Nie miała wykształcenia, ale bardzo dbała o formę wiersza, intuicyjnie umiała swoim wierszom nadać artystyczny kształt. Czuła się robotnicą tworzącą wiersze, ale pisała przede wszystkim o swojej rodzinie, o kobiecych zadaniach i zajęciach, o spokoju, jaką dają lata dojrzałe, o Bogu.

 

 

 

 

Oto trzy wybrane wiersze Marii Przybylak.

Drzewo
Drzewo ojca mojego
na siedem imion
rozgałęzione
Czterech synów
dumę Ojcu przyniosło
z trzech cór Matka
pomoc w pracach domowych
miała
Czasem ojciec dym
z fajki puszczał
z oczu puszczał do matki
snop iskier
a Mateńka nie była mu
dłużna
prosem śmiechu dobrego
zabarwiała rodzinę
Po trzy wianki sięgnęli
zięciowie
cztery wianki synowie złowili –
Szczebiot wnucząt
wzorem piskląt się mnoży
prawnuki – już jak z rękawa!
– Bogu wspólna za łaski podzięka
Bóg łaskawie na nas spogląda
po ojcowski nam błogosławi.

Remanent
lubiłam te balie z pieluszkami
karmienie soczki herbatki
kaftaniki rajtuzki
co rok prorok
elementarz dnia

minęły zmartwienia
zapalenia odry koklusze

była radość ze stopni
z matmy religii polskiego
za mną śluby wnuczęta
dalszy ciąg rodowodu
jestem na drugim
końcu mostu spokojna
o bezpieczne
dojście do b r z e g u

***
jesteś mi
potrzebny
bym miała komu
prać skarpetki
i wypatrywać dziury
do zacerowania
jesteś mi potrzebny
bym miała komu dawać
poranne pieczywo
i mleko do kakao
na pierwsze śniadanie
jesteś potrzebny
by miał kto
mnie całować
na do widzenia dobranoc dzień dobry
i bym miała komu
udzielać
porad najsekretniejszych
chleb bez dodatku mąki
nie stanie się chlebem
i nasze życie
bez wspólnego udziału
upodobni się
do podartej skarpetki.

 

Kazimierz Jankowski i jego wiersze

Przyjechał do Gorzowa spod Warszawy, chciał być chemikiem. Rozpoczął od szkoły przyzakładowej, potem skończył technikum. Pracował na najtrudniejszym wydziale, a że od młodości był słabego zdrowia, trud codziennego wysiłku odczuwał bardzo mocno. Jego wiersze są opisem robotniczego wysiłku. On wiedział, że jest źle, ale jako jedyną drogę wyjścia z takiego stanu widział solidną pracę każdego człowieka. Choć jego twórczość przypadła na rozkwit „Solidarności”, nie miał zaufania do ludzi, którzy nią kierowali. Nie przyłączył się do tego ruchu. Potem czuł się coraz bardziej samotny. Zmarł w 1993 roku mając 47 lat.

Jego wiersze mają klasyczną formę, najczęściej z czterowersowymi zwrotkami, z rymami i rytmem.

 

 

A oto trzy wybrane wiersze:

Fabryczna hala
Tu nie ma mównic i oklasków
Tutaj dzień żaden nie ma końca
Mijają w jarzeniowym blasku
Bez odejść i powrotów słońca
Tu śpiew słowika nie dociera
Nad szklanką wisi zapach przędzy
Tu ból się rodzi i umiera
A zegar biegnie coraz prędzej.

Nie ma sprawy
Ich trzech a maszyn dwadzieścia
Na twarzach historia losu
Zatkany nawiew powietrza
Oddychać nie sposób

Olej w obłoki się zmienia
Dyszą gorące zestawy
Dym zniekształca marzenia
Nie ma sprawy

Jednemu już sił nie starcza
Przychodnia niby pałacyk
Wchodzi grzecznie na palcach
Zdolny do pracy

Nazajutrz znów jest w robocie
Śmierć potwierdziła objawy
Miał lat trzydzieści osiem
Już nie ma sprawy

Papierowe kule
To już czwarta noc przy maszynach
Wskazówki zasnęły na pierwszej
Choćbym nie chciał, muszę przeklinać
Owocem przekleństw są wiersze

Jak reflektory je zapalam
Omiatam nimi złe oblicze
Słowami biję w gong na alarm
Metaforami do was krzyczę

A miasto śpi. Chrapie ojczyzna
Tak samotna tutaj i dzika
W nocy wszystko widać przez pryzmat
Nawet tu są schody donikąd

Nawet tu jest czas na pytania
i jest śmierć nieśpiąca po nocach
Tyle jeszcze do napisania
z tak mało już światła w oczach

Muszę pisać, choć nic mi po nich
Mnie te wersy już nie uleczą
Idę z piórem jak z laską w dłoni
by dokończyć dolę człowieczą

W drodze słowne kule ugniatam
Pewnie żadna jutra nie zmieni
Ale póki potępiam brata
chyba lepsze to od kamieni

Opracowanie: Krystyna Kamińska

powrót do strony głównej