Stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku

Pokłonić się Annapurnie

 Pokłonić się Annapurnie

 

15 lutego 2019 roku słuchacze sekcji turystyki gościli w progach UTW pana Czesława Kowalskiego. Rok temu opowiadał nam o wyprawie na Kilimandżaro, dziś o trekkingu do „A.B.C.” czyli Annapurna Base Camp (Baza pod Annapurną, Południowe Sanktuarium Annapurny – 4130 m n.p.m.). Tytułowa góra to dziesiąty co do wysokości szczyt Ziemi, a wyprawa odbyła się w listopadzie 2018r.

W górskim trekkingu wzięło udział 15 osób z różnych polskich miast. Pan Czesław był najstarszym pośród nich (brawo „trzeci wiek”!). Nasz prelegent dotarł do stolicy Nepalu po sześciogodzinnym locie z Berlina, dwugodzinnej przerwie w Doha (Katar) i kolejnych niemal sześciu godzinach lotu. Męcząca była też trzygodzinna odprawa na lotnisku docelowym w Katmandu, za to następny dzień był wolny, więc spożytkowany został na zwiedzanie milionowej nepalskiej stolicy.

Zaintrygowała nas opowieść o „Świątyni Małp”(Swajambhunath), czyli bardzo pięknym obiekcie sakralnym położonym na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na całe Katmandu. W jednym z jego skrzydeł mieszkają „święte małpy” i stąd wzięła się popularna nazwa kompleksu. Niesamowicie prezentowały się na fotografiach stupy (buddyjskie budowle sakralne) ozdobione u swych szczytów wszystkowidzącymi oczami Buddy. Jedyny w swoim rodzaju był też widok stosów pogrzebowych przy hinduistycznym klasztorze nad brzegiem Bagmati (dopływ Gangesu). Kremacji dokonuje się tam na specjalnych platformach, a prochy wrzucane są bezpośrednio do świętej rzeki. Nie ma chyba chwili, w której nie płonąłby żaden stos.

Kolejny dzień wyprawy to wyjazd autobusem do Pokhary (trochę ponad 800 m n.p.m.), drugiego co do wielkości miasta Nepalu, które rozłożyło się nad dużym jeziorem Phewa Tal. Mimo że trasa liczyła tylko 200 km, z uwagi na fatalny stan dróg podróż trwała aż osiem godzin. Następny ranek to początek dziewięciodniowej pieszej  wędrówki. Wąską ścieżką to w górę, to w dół, od wioski do wioski – przez sześć do ośmiu godzin dziennie, z dłuższą przerwą na obiad.

Po czterech dniach trekkingu z „Rybim Ogonem” na horyzoncie, oczom wędrowców ukazała się wreszcie Annapurna. Przypominająca swoim kształtem ogon ryby święta góra Nepalczyków Machapuchare (6993 m n.p.m.) jest jedyną, na którą zabroniono wspinaczki. Piątego dnia wyprawa osiągnęła miejsce docelowe, tzw. Sanktuarium Annapurny na wysokości 4130 m n.p.m.  Sanktuarium czy też Świątynia Annapurny to kocioł lodowcowy otoczony pierścieniem kilkunastu sześcio- i siedmiotysięczników, z samą „Żywicielką” (8091 m n.p.m.) na czele. Miejscowa nazwa szczytu jest połączeniem sanskryckich słów „anna” (pożywienie) i „purna” (wypełniona).

Tymczasem zepsuła się pogoda, zaczął padać mokry śnieg wspomagany silnym wiatrem. Pobudka o szóstej rano, przy minus dwóch stopniach temperatury w pomieszczeniach schroniska, nie należała do przyjemnych. Niedogodności wynagrodził wspaniały wschód słońca odsłaniający oszałamiającą panoramę pasma Annapurny i lodowca. Nie bez kozery mówi się, że to jeden z piękniejszych widoków na Ziemi.

Nacieszywszy oczy ekipa wyruszyła w drogę powrotną, by po czterech dniach osiągnąć Poon Hill (3232 m n.p.m.) z kolejnym wyśmienitym punktem widokowym na Himalaje. Stamtąd, po siedmiogodzinnym marszu i obiedzie, dotarła do autobusu, którym wróciła do Pokhary. Mając w pamięci wcześniejszą koszmarną podróż lokalnymi drogami, tym razem członkowie wyprawy zdecydowali się (za dopłatą) wrócić do Katmandu samolotem. Nie dość, że dystans 200 km pokonali w 40 minut, to jeszcze podczas lotu mogli obserwować przez okna niesamowity widok – wystające ponad chmurami szczyty gór.

Przedostatni dzień to zwiedzanie najstarszej części Katmandu [Muzeum Narodowe, stary pałac królewski, dwunastowieczna pagoda Kasthamandap, od której pochodzi nazwa stolicy (według legendy wybudowano ją z jednego kawałka drewna), świątynia Śiwy, Kumari Chowk]. Wyprawę zakończono pożegnalną kolacją w Domu Kultury. Rano, po śniadaniu, już tylko przejazd na lotnisko i powrót do kraju z 24-godzinną przerwą w Katarze, wykorzystaną na zwiedzanie Doha, półmilionowej, nowoczesnej stolicy tego kraju, zdecydowanie różniącej się od głównego miasta Nepalu.

Dziękujemy panu Czesławowi za podpartą świetnymi fotografiami opowieść i umocnienie nas w przekonaniu, że „trzeci wiek” został nam dany po to, by realizować marzenia.

 

Tekst: Maria Gonta
Zdjęcia (w oparciu o pokaz Czesława Kowalskiego): Bogdan Gonta

powrót do strony głównej