Zygzakiem przez Francję
Na ostatnich przedwakacyjnych zajęciach (14.06.2019) słuchacze sekcji turystyki odbyli wirtualną podróż po klimatycznych miasteczkach położonych nieco na uboczu głównych dróg, nie omijając wszakże zdobyczy współczesnej techniki. Chociaż głównym tematem prelekcji była opowieść o francuskiej prowincji, jednak aby się tam dostać, trzeba najpierw przejechać przez Niemcy. Pierwsze slajdy przeniosły więc nas do urokliwego niemieckiego Steinauan der Straße, które szczyci się oficjalnym tytułem Miasta Braci Grimm (Brüder Grimm-Stadt). Tylko dwie miejscowości w Niemczech mogą nosić ten zaszczytny tytuł; pierwszą jest Hanau – miejsce urodzenia słynnych bajkopisarzy, drugą Steinau – gdzie spędzili szczęśliwe (do czasu śmierci ojca) dzieciństwo. Stąd rozpoczyna swój bieg liczący ponad 600 km Bajkowy Szlak Braci Grimm (DeutschenMärchenstraße), który kończy się w Bremie, znanej z baśni o czterech „muzykujących” zwierzętach (Muzykanci z Bremy).
Pierwszą techniczną ciekawostką napotkaną dosłownie na drodze był eHighway–przypominający linię trolejbusową kilkukilometrowy odcinek elektrycznej autostrady dla ciężarówek, wybudowany pomiędzy Frankfurtem nad Menem a Darmstadt. Całkiem niedawno (7 maja 2019) przeprowadzono tutaj w warunkach rzeczywistych pierwszy test ciężarówek o napędzie hybrydowym. Po dostaniu się w zasięg eksperymentalnej infrastruktury, wyposażone w pantografy samochody łączą się z linią elektryczną, wyłączając automatycznie siniki diesla. Prąd w 100% pochodzi ze źródeł odnawialnych, a rozwiązanie ma na celu zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych. Testy mają trwać trzy lata. Jeżeli przebiegną pomyślnie, w e-autostrady zostaną przekształcone kolejne odcinki dróg, zwłaszcza te, gdzie notuje się szczególnie nasilony ruch ciężarówek.
Jeszcze przed opuszczeniem Niemiec mieliśmy szczęście przyjrzeć się kolejnej technicznej perełce. Była nią Höllentalbahn– najbardziej stroma w tym kraju linia kolejowa o standardowej szerokości torów, towarzysząca spiętej ciasnymi „agrafkami” drodze B 31, którą zjeżdżaliśmy ze szwarcwaldzkich wzniesień ku francuskiej granicy. O drodze tej mawia się, że wiedzie przez piekło (Höllental – Piekielna Dolina) do nieba (Himmelreich – Niebiańska Kraina). Podróż tym odcinkiem gwarantuje niezapomniane przeżycia.
Przez terytorium kraju Franków przemieszczaliśmy się przeważnie bocznymi drogami, zajeżdżając do pobliskich miasteczek w poszukiwaniu stacji benzynowych. W Burgundii odwiedziliśmy zabudowane domami z kamienia Moissey, zadbane Montceau-les-Mines położone nad rzeczką Bourbince, czy wreszcie zaskakujące Paray-le-Monial. To ostatnie nazywane bywa miasteczkiem od serca, serca Jezusowego, a niewielka Kaplica Objawień (La Chapelle de la Visitation) jest celem niezliczonych pielgrzymek. To tutaj św. Małgorzacie Alacoque czterokrotnie ukazał się Chrystus, nakazujący jej szerzenie kultu Serca Jezusowego. Stąd też wywodzi się charakterystyczny obrazek Jezusa z zaznaczonym sercem. Duże wrażenie robi też potężna bazylika Sacre-Coeur. Ufundował ją w 973 r. biskup Odylonz Cluny – benedyktyn, który zapoczątkował obchody Zaduszek. Świątynia jest zmniejszoną kopią niezachowanego kościoła opackiego fundatora.
Villefranche-d’Allier we francuskiej Owernii skusiło do zatrzymania się otwartymi drzwiami stareńkiego kościoła. W jego surowym wnętrzu natknęliśmy się na miejsce związane z kultem świętej Thorette (pasterka-pustelniczka żyjąca XI w., której anioły pomagały w opiece nad owcami). Trzeba przyznać, że francuska prowincja obfituje w miejsca poświęcone najprzeróżniejszym świętym o niespotykanych imionach.
Do stolicy Akwitanii, Bordeaux, dotarliśmy późnym wieczorem, więc i na zwiedzanie czasu nie pozostało dużo, ale miasto potrafi oczarować nawet podczas krótkiego pobytu: romańsko-gotycka katedra św. Andrzeja, urocze uliczki starówki, dawne bramy miejskie, promenada na nabrzeżu Garonny… Niemal na każdym kroku znaleźć można potwierdzenie słów Wiktora Hugo: „Weź Wersal, dodaj do niego Antwerpię i masz już Bordeaux”. Oprócz licznych zabytków miasto ma też ciekawostkę, do której jak ćmy do światła, podążają z całego świata amatorzy fotografii. Od 2006 r. na tamtejszym Placu Giełdy (Place de la Bourse) działa niezwykła fontanna. Nazywają ją Zwierciadłem Wodnym (Miroir d’Eau), bo pięknie odbija na swojej powierzchni otaczające budowle. Inspiracją do jej powstania był widok zalanego wodą Placu Św. Marka w Wenecji. Fontanna zajmuje powierzchnię 3.450 m². Pod powierzchnią z grafitowych płyt umieszczono duży zbiornik, z którego woda jest na zmianę wypompowywana i zasysana. Przez kwadrans utrzymuje się ona na powierzchni równą, trzycentymetrową warstwą, następnie w ciągu pięciu minut jest wciągana pod spód i wreszcie – za pomocą 900 spryskiwaczy – wystrzeliwana na kolejne 15 minut jako mgła (na wysokość dwóch metrów). Cały cykl powtarza się w równych odstępach czasu od godz. 10:00 do 22:00. Robi wrażenie!
Z Bordeaux niedaleko już do Bayonne, stolicy francuskiej części Kraju Basków. Od nazwy tego miasta pochodzi znane u nas określenie „sumy bajońskie”. W 1808 r. podpisano tu porozumienie, na mocy którego Napoleon „wspaniałomyślnie” odstąpił Księstwu Warszawskiemu ponad 40 mln franków wierzytelności pruskich za połowę wartości długu, tyle, że trzeba było te 24 mln franków spłacić w ciągu czterech lat. Nie udało się…
Ta kojarząca się nam niezbyt dobrze miejscowość (skądinąd nie da się ukryć, że piękna) tworzy dziś aglomerację z legendarnym Biarritz, ulubionym kurortem cesarzowej Eugenii (żony Napoleona III). Stojący na klifie hotel du Palais, to jej niegdysiejsza letnia rezydencja, Villa Eugénie. Nasyciwszy oczy panoramą miasta i widokiem roślinności nieodparcie kojarzącej się z ogrodem botanicznym, oraz uszy – rykiem Zatoki Biskajskiej, ruszyliśmy dalej.
Zatrzymaliśmy się w Oksytanii, nad jedną z lagun Morza Śródziemnego. Nasze serca skradło Peyriac-de-Mer, klimatyczne miasteczko pełne uroczych zaułków, niezliczonej ilości kwiatów i wąskich, ciasnych uliczek. Na większości z nich nie minie się nawet dwóch rowerzystów. Dla ruchu samochodowego przeznaczone są tylko 2-3 ulice. Czas płynie tam wolniej, ludzie są pogodniejsi.
Z ociąganiem ruszyliśmy dalej, ale kolejna miejscowość i jej otoczenie także okazały się niezwykłe. Octon rozłożyło się w dolinie rzeki Salagou, nad zaporowym jeziorem o tej samej nazwie (Lac du Salagou). Ziemia i skały mają tu barwę od ceglastoczerwonej do bordowej. Przez chwilę mieliśmy wrażenie, jakbyśmy znaleźli się w Arizonie, albo niedaleko Uluru, świętej skały Aborygenów. Pożegnawszy marsjańskie krajobrazy udaliśmy się w dalszą podróż. Czekał na nas Wiadukt Millau – najwyższy w Europie most wantowy (wiszący), zawieszony 270 m nad doliną rzeki Tarn. Zdarza się, że jego jezdnia znajduje sią ponad chmurami, nam jednak pogoda udała się piękna, dzięki czemu mogliśmy obserwować z góry mikroskopijne domki u jego podnóża. Most wybudowano w rekordowym czasie 3 lat (2001-2004). Mimo że od tej chwili minęło 15 lat, nadal pozostaje wielkim osiągnięciem techniki.
120 km dalej, już w Masywie Centralnym, zachwyciliśmy się kolejną konstrukcją mostową, tym razem przeznaczoną dla kolei. Żelazny Wiadukt Garabit to prawdziwe dzieło sztuki zaprojektowane przez samego Gustawa Eiffela. Oddany do użytku w 1885 r. (był wtedy najwyższy na świecie) nadal zachwyca lekkością kształtów i ciągle jeżdżą po nim pociągi. Wznosi się nad Doliną Garabit i płynącą jej dnem rzeką Truyère. Obejrzeliśmy go z góry, z obu boków i z dołu, po czym wyruszyliśmy w kierunku Wogezów – pasma górskiego oddzielonego od niemieckiej granicy tylko doliną Renu.
Zanim definitywnie opuściliśmy Francję, na naszej drodze znalazły się Lapalissei Le-Menil. Pierwszą miejscowość, niewielką, niemal kieszonkową, zdominował ogromny zamek Château de La Palice. Budowla od 1430 r. należy do jednej rodziny, której najbardziej znanym przedstawicielem był lubiany przez swoich żołnierzy marszałek Jacques de La Palice (1470-1525). Po jego śmierci napisali oni 58-wersową, pełną zabawnych truizmów „Pieśń na cześć La Palice’a”, kończącą się stwierdzeniem „Wiecie: odszedł od nas w piątek. / To był koniec, nie początek, / Gdyby dotrwał do soboty, / Żyłby dłużej, na sto procent.”
Prelekcję zakończyła wizyta w Le-Menil, w Wogezach (Alzacja). Wdrapywaliśmy się tam po nocy stromą, szutrową drogą, ale poranek wynagrodził trudy podróży. Zewsząd otaczały nas podobne Bieszczadom zalesione, kopulaste zbocza, słychać było dźwięk dzwonków i porykiwania krów, tylko budownictwo różniło się zdecydowanie. Żal stamtąd wyjeżdżać.
Podróżowanie bocznymi drogami okazało się niezwykle ekscytującym doświadczeniem. Może trwało odrobinę dłużej niż jazda autostradą, ale dostarczyło niezapomnianych wrażeń.
Na kolejne wykłady zapraszam już po wakacjach, najpewniej 11 października. Wirtualne podróże w nowym roku szkolnym rozpoczniemy od zwiedzania Hiszpanii.
Tekst: Maria Gonta
Zdjęcia: Bogdan i Maria Gonta