Wywiad z Marią Morawską
21 czerwca 2018 r. zmarła Maria Morawska, jedna z pierwszych członkiń naszego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. W kwietniu br. Krystyna Kamińska przeprowadziła ostatnią rozmowę z Marią Morawską, włączoną później do Księgi Pamiątkowej wydanej z okazji 25-lecia UTW „Marzenia nie odchodzą na emeryturę”. Przypominamy tę rozmowę.
Od początku z UTW
– Przeczytałam w „Gazecie Lubuskiej”, że miałaś legitymację członka Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Gorzowie z numerem pierwszym. Gratulacje!
– To drobna pomyłka. Legitymację z pierwszym numerem dostała inicjatorka UTW – Jadwiga Wiszniewska, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Pomocy Społecznej, z numerem drugim miał Alfred Kielak, a ja z numerem trzecim.
– Trzeci numer to także dowód, że byłaś przy narodzinach Uniwersytetu. Jak do niego trafiłaś?
– Na początku 1993 roku o tworzącym się Uniwersytecie powiedział mi Bogdan Kunicki, który potem sprawował funkcję przewodniczącego Rady Programowej. Byłam wtedy w bardzo złej kondycji fizycznej i psychicznej, bo niespełna trzy miesiące wcześniej niespodziewanie zmarł mój mąż. Bogdan, przyjaciel mojego męża, uznał, że włączenie się do pracy w Uniwersytecie wypełni mi pustkę, da nowe kontakty z ludźmi.
– Chyba miał rację.
– Tak. Od razu zaproponowałam, że zajmę się pracą sekretariatu, czyli zapisywaniem chętnych, rozmowami z nimi itd. Biuro UTW początkowo mieściło się nad klubem „Lamus”, w pokoju użyczonym przez Gorzowskie Towarzystwo Naukowe. Przyznaję, że dość krótko zajmowałam się papierami, bo wprowadzono nowe zasady, ale ja już byłam pełnoprawnym członkiem.
– …z wysokim numerem legitymacji. Jaki numer legitymacji przypadł Marii Gwozdowskiej, najważniejszej osobie dla początków gorzowskiego UTW?
– Maria Gwozdowska była naszym rektorem, osobą najważniejszą. Nie wiem, czy w ogóle miała legitymację. Wtedy ona i UTW to była jedność. – Pamiętasz pierwszą inaugurację?
– Bardzo dobrze. Odbyła się w dużej sali stowarzyszenia PAX na rogu ulic Chrobrego i 30 Stycznia. Bogdan Kunicki miał wykład o Sokratesie, zagrała nam orkiestra pod dyrekcją Szczepana Kaszyńskiego, było dużo życzliwych przemówień i życzeń na przyszłość. Najważniejsze jednak – na pewno dla mnie – było spotkanie wielu osób, które miały ochotę uczestniczyć w wykładach i zajęciach sekcji, poszerzać swoją wiedzę, po prostu otwierać się na świat. Wielu członków UTW już wcześniej znałam, niektórych dopiero poznawałam. Uniwersytet dał mi nowe cele i nowe towarzystwo.
– Wykłady były wówczas obowiązkowe?
– Nie pamiętam, aby ktoś sprawdzał listę obecności, ale po pierwsze zawsze były ciekawe, a po drugie – wypadało na nich bywać.
– Jakie sekcje wybrałaś?
– Wszystkie. Bardzo dobrze wspominam zajęcia sekcji historyczno-literackiej z Mieczysławem Miszkinem, który o literaturze wiedział wszystko i umiał niezwykle ciekawie opowiadać. Szkoda, że zmarł tak wcześnie. Oczywiście od razu zapisałam się do sekcji turystycznej Alfreda Kielaka, bo jeździłam na wycieczki przez niego prowadzone i wiedziałam, że jest znakomitym przewodnikiem po kraju i świecie. Chodziłam na zajęcia z medycyny niekonwencjonalnej, bo wtedy na nią była moda. Tam dowiedziałam się dużo o zasadach zdrowego żywienia. Systematycznie uczestniczyłam w zajęciach sekcji gimnastycznej. Spośród języków obcych wybrałam język francuski, a prowadzącego lektorat Tadeusza Fronia wszyscy bardzo polubiliśmy.
– Nigdy nie próbowałam malować. Byłam przekonana, że nie mam ku temu żadnych predyspozycji. Ale do sekcji plastyki na początku brakowało chętnych i wtedy – drogą namowy i perswazji – zostałam do tej sekcji dokooptowana. Pierwsze próby słabo rokowały. Jednak zdolności pedagogiczne, wyrozumiałość i cierpliwość profesora Jaszkula spowodowały, że zaczęłam zmagać się z kredką i pędzlem. Przyznaję, z coraz większą radością. Profesor uczył nas nie tylko samodzielnego tworzenia, ale również umiejętności patrzenia na dzieła innych, a przez to uczenia się teorii sztuki. Na mój plastyczny rozwój zwracał szczególną uwagę. Pilnie słuchałam jego uwag i doceniałam korekty. Dziękuję mu za to.
– Potem uczestniczyłaś w wielu wystawach, a nawet miałaś własne, autorskie. Jaką technikę malarską najbardziej lubisz?
– Najbardziej czuję pastele. Udany krajobraz daje mi dużo radości. Na Gorzowskim Przeglądzie Sztuk Wizualnych w 2011 roku za pejzaż „Melancholia” dostałam honorowe wyróżnienie. Ogromną przyjemność sprawił mi bukiet kwiatów, który dostałam od nieznanych mi mieszkanek Zielonej Góry. Uznały one, że na prezentowanej tam wystawie całej naszej sekcji najbardziej im się podoba mój pastel. Moim zdaniem jestem największym osiągnięciem pedagogicznym NASZEGO PROFESORA.
– Od 25 lat ciągle uczęszczasz na zajęcia sekcji plastyki. Podziwiam.
– I robię to chętnie, oczywiście, jeśli zdrowie mi dopisuje, bo bywa różnie.
– Co jeszcze – oprócz plastyki – teraz wybierasz spośród rozlicznych propozycji UTW?
– Do końca 2017 roku uczęszczałam na gimnastykę, ale potem trochę chorowałam i w następnym semestrze nie wróciłam. W każdy piątek jestem na wykładach z turystyki lub historii sztuki – na przemian. Maria Gonta, córka Alfreda Kielaka, propaguje turystykę równie ciekawie jak jej ojciec. Historię sztuki najpierw prowadził Jerzy Gąsiorek, a teraz Błażej Skaziński, ale choć już to robi od lat, zawsze dowiaduję się czegoś nowego.
– Jako członek UTW od 25 lat płacisz czesne? Nie masz zniżki za lata obecności?
– Zawsze i systematycznie płacę. W poprzednich latach sprawowałam różne funkcje w zarządzie i w samorządzie, teraz już nie, ale jako członek wnoszę podstawową opłatę. UTW nie poradzi sobie bez naszych, w tym i moich pieniędzy.
– Życzę jeszcze wielu lat życia z Uniwersytetem Trzeciego Wieku.