„ To, co jest najważniejsze w muzyce, nie jest zapisane
w nutach”
/ Gustav Mahler 1860 – 1911/
Przełom października i listopada to okres, kiedy szczególnie wracamy myślami do tych co odeszli. Zastanawiamy się, nad tym, co jest, co było i co nas jeszcze czeka. W ten nastrój zadumy, pan Serpina wkomponował muzykę Gustava Mahlera. Kompozytora, który żył i tworzył w okresie neoromantyzmu. Powszechnie wiadomo, że nasze dorosłe życie kształtuje dzieciństwo czy tego chcemy, czy nie. A czym jednostka bardziej wrażliwa, a do takich na pewno należą muzycy, wpływ ten jest silniejszy.
Nie inaczej było z Gustavem. Urodził się w niemieckojęzycznej żydowskiej rodzinie na terenie obecnych Czech. Maria i Bernhard Mahler mieli dwanaścioro dzieci, przeżyło tylko sześcioro. Gustav, jako drugi w kolejności starszeństwa, mimo woli był świadkiem tych następujących po sobie narodzin i śmierci. W jego psychice powstało, głęboko zakorzenione przekonanie, że wszystko i tak zakończy się przedwcześnie śmiercią. Jakby tego było mało, jego ojciec – drobny kupiec wędrowny, miał skłonności do przemocy i na oczach dzieci, bił ich matkę.
Gustav był dzieckiem uzdolnionym muzycznie. Już jako czterolatek grał w orkiestrze wojskowej na harmonii, w wieku 6 lat zaczął uczyć się muzyki, a 9 lat późnej rozpoczął studia w Konserwatorium Wiedeńskim w klasie fortepianu i sztuki kompozycji. Następnie podjął naukę na Uniwersytecie Wiedeńskim na wydziale muzykologii.
Podczas studiów zaczął tworzyć. Niestety, jego utwory były doceniane tylko w konserwatorium i nie znalazły uznania wśród ówczesnych krytyków i publiczności. Mahler tworzył coś, co było nowe, nieznane. A jak mawiał inżynier Mamoń , z kultowego filmu „ Rejs”, lubimy to, co znamy i jest to prawda ponadczasowa. Na szczęście, Gustav Mahler był również genialnym dyrygentem, a że w tamtym okresie każde szanujące się miasto miało lepszą lub gorszą salę koncertową, o pracę nie było trudno. Miejsca pracy zmieniał on bardzo często, a przyczyną był jego trudny charakter. Swój ślad zostawił m.in. w obecnej Lublanie, Pradze, Lipsku, Budapeszcie, Hamburgu. W roku 1897 dostał angaż do Opery Wiedeńskiej. Dyrygował także za oceanem, w Metropolitan Opera i w Filharmonii Nowojorskiej.
Prowadził wykonania utworów Wagnera, Czajkowskiego, Beethovena. Spektakle te spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem. Mahler był bowiem genialnym dyrygentem. Z przeciętnie zdolnego muzyka potrafił wydobyć kunszt, o jaki ten sam siebie nie podejrzewał. Odbywało się to kosztem wielogodzinnych ćwiczeń i prób. Był apodyktyczny, nie uznawał sprzeciwów, liczyła się tylko muzyka i dla niej był w stanie poświęcić wszystko. Z takim charakterem nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej, ale dzięki temu większa liczba muzyków miała okazję skorzystać z jego zdolności wydobywania ukrytego talentu .
Alma Mahler z domu Schindler zapisała w pamiętniku, że zakochała się w Gustawie za jego geniusz dyrygencki. W młodości Alma była znana w kołach towarzyskich Wiednia ze swej urody. Jako nastolatka udzielała się muzycznie i skomponowała kilkanaście pieśni. W latach późniejszych prowadziła salon muzyczny. Małżeństwo Almy i Gustava było wyjątkowo niedobrane, ale była chemia i mimo różnic nie mogli bez siebie żyć. Gustaw jeszcze przed ślubem wręczył ukochanej dwudziestostronicowy „bilecik” w którym zawarł swoje oczekiwania wobec przyszłej małżonki. Ten „dowód bezgranicznej miłości” na krótko ostudził wzajemne stosunki. Do ślubu jednak doszło – 4 lutego 1879 roku, a pan młody na tę okoliczność opuścił próbę orkiestry aż na całą godzinę. Alma po jego śmierci była jeszcze dwukrotnie zamężna, lecz do końca znana była jako „ wdowa po Mahlerze”.
Przywilej dyrygenta dawał mu możliwość wystawiania własnych utworów. Komponował głównie symfonie i pieśni. Symfonii skomponował dziesięć, lecz zgodnie z „ klątwą” tej dziesiątej nie ukończył. Jego symfonie są bardzo długie. Sama pierwsza część III Symfonii trwa 45 minut, czyli dłużej niż cała „Eroica” Beethovena. W myśl zasady, że im „głębiej w las….” wszelkie standardy przekroczone zostały w VIII Symfonii, której prawykonanie odbyło się w 1910 roku w wielkim gmachu monachijskiej Neue Musikfesthale.
Dzieło jest znane jako „Symfonia Tysiąca”, bo Mahler zalecił monstrualną obsadę wykonawczą, która liczyła: – 171 muzyków , 850 śpiewaków oraz 8 solistów-wokalistów i trwała półtorej godziny. Symfonia została przyjęta entuzjastycznie zarówno przez publiczność jak i krytyków. Był to największy życiowy sukces kompozytora. Dobrze się stało , że dożył tej chwili, bo wkrótce zmarł, a dokładnie było to 18 maja 1911 roku w Wiedniu.
Sam kompozytor uważał „Ósmą” za rzecz największą jaką stworzył. Określił ją jako osobliwą tak w formie jak i treści, a ludzkie głosy przyrównał do krążącej planety i słońca.
Mahler komponował głównie pod wpływem silnych emocji. Wiązały się z jego życiowymi tragediami. Do wyniesionego z dzieciństwa stygmatu śmierci i przemocy doszły kolejne tragedie: śmierć czteroletniej córeczki Anny Marii, nieudane małżeństwo z Almą Schindler, śmierć przyjaciela Hugo Volfa. Jakby tego było mało, Gustav dla kariery wyrzekł się wiary mojżeszowej i przeszedł na chrześcijaństwo. Tylko w ten sposób mógł objąć stanowisko dyrektora Opery Wiedeńskiej, którą podniósł do pierwszej europejskiej sceny operowej.
Pomysły artystyczne i inspiracje Mahlera były nietypowe. Zapamiętane z dzieciństwa marsze wygrywane przez orkiestry wojskowe, ludowe piosenki czeskie, niemieckie, żydowskie, brzmią w jego muzyce połączone z pomysłami zaczerpniętymi od Beethovena, Wagnera czy Liszta. Ta swoista mozaika rozmaitych brzmień, odgłosów i barw, niejednolitość stylu muzyki, bezpardonowe sąsiedztwo wysmakowanej muzyki klasyków z muzyką rodem z biednych ulic małych miasteczek i knajp, nie mogła i nie była akceptowana przez krytyków i bywalców sal koncertowych Wiednia.
Dla nas pan Lech Serpina przygotował fragmenty z kilku symfonii – tak żebyśmy mieli możliwość wychwycenia akcentów z dzieciństwa kompozytora i nie zbyt długich, żeby zmieścić się w czasie zajęć.
Wzrost zainteresowania twórczością Gustava Mahlera przypada na II połowę XX wieku. Reżyser filmowy Luchino Visconti zafascynowany twórczością Mahlera wykorzystał w warstwie dźwiękowej filmu „Śmierć w Wenecji” fragmenty czwartej części V Symfonii a była ona pisana jako wyznanie miłości do Almy. Ot, tak widział świat i uczucia w nim obecne bohater naszych zajęć. Nie trzeba go słuchać każdego dnia i instalować jego muzyki jako dzwonka w telefonie. Warto do niej wracać w wyjątkowych chwilach i wiedzieć, kto, kiedy i dlaczego właśnie tak tworzył.
Tekst: Jolanta Żuchowska
Zdjęcia: Krystyna Karcz
powrót do strony głównej