Stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku

Jan Korcz – malarz Gorzowa

Jan Korcz – malarz Gorzowa

 

W dniu 20 listopada 2019 roku w UTW odbył się wykład z prezentacją multimedialną pt. „Jan Korcz – malarz Gorzowa” prowadzony przez konserwatora zabytków, Ewę Żelazny-Machurę z Lubuskiego Muzeum im. Jana Dekerta (obecnie na emeryturze). W sali wypełnionej po brzegi zasiedli miłośnicy malarstwa ciekawi wiedzy o znanym gorzowskim malarzu.

Sprzęt już gotowy, a my prowadzimy krótkie rozmowy między sobą.  Zastanawiałam się, jakie treści zamieścić w sprawozdaniu z wykładu. Postać znana od wielu lat, opisana w licznych źródłach, obrazy i eksponaty możemy zobaczyć w muzeum, więc tych podstawowych nie ma potrzeby zamieszczać. Skupiłam się więc na informacjach  usłyszanych od pani Ewy i osób  znających go osobiście.

Spotkanie rozpoczął nasz instruktor sekcji plastycznej, Eugeniusz Jaszkul.

Potem pani Ewa przybliżyła  słuchaczom bogaty życiorys człowieka z kresów, który większość życia spędził w powojennym Gorzowie.

Na wstępie powiedziała:

Zetknęłam się z postacią Jana Korcza pracując w muzeum. Nie znałam go wcześniej jako malarza, bo nie jestem gorzowianką. Dlatego moje spojrzenie na malarza jest być może zupełnie inne niż osób, które go spotykały, które z nim rozmawiały, widziały jak żył, jak się zachowywał, co mówił (podobno był niewybredny w słowach), po prostu jakim był człowiekiem.

Wspomniała, że w swoich badaniach nad jego życiem i twórczością zetknęła się z wypowiedzią malarza w magazynie „Gazety Lubuskiej” z lat 60. Tak scharakteryzował swoje zainteresowania i preferencje twórcze: Pozostałem wierny pejzażowi, a ta wierność wymaga codziennego kontaktu z tym, co mnie inspiruje. Pejzaż już dawno przestał być modny. Podejrzewam, iż po trosze dlatego, że malowanie go to robota trudna, nie dopuszczająca ulg, łatwizny tak natrętnie wpychającej się do twórczości plastycznej, że czasem trudno odróżnić artystę od hochsztaplera.

Słowna prezentacja życiorysu Jana Korcza poparta była ciekawymi zdjęciami i jego osobistymi dokumentami z okresu przed- i powojennego. Poznaliśmy jego rodziców – Annę i Macieja – jako młodych ludzi żyjących w Samborze na początku XX wieku. Wychowali trzech synów i dwie córki, Jan był drugim z rodzeństwa. Na zdjęciu widzimy matkę i ojca malarza, a w górnym rogu zdjęcia ratusz w rodzinnym mieście Korczów.

Prowadząca poświęciła wiele uwagi okresowi kształcenia Jana, tak ważnego dla każdego dorastającego człowieka. Zauważyła, że wytworzyła się opinia o malarzu samouku, a z prezentowanej dokumentacji wynika zupełnie coś innego. Powiedziała: Byłam oburzona, gdy słyszałam takie opinie – co tam Korcz, kim ty się zajmujesz, to taki pacykarz i amator. – A on, proszę państwa, miał talent i cały czas się kształcił. Od roku 1928 mieszkał w Warszawie, gdzie rozwijał umiejętności malarza i nauczyciela z prawem do nauczania na wielu poziomach edukacji szkolnej. Tam poznał młode malarki – panią Celińską i Niewiadomską, z którymi wybrał się w tłusty czwartek po pączki do Bliklego na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Na zdjęciu widzimy skromnie ubraną trójkę na tle pań w eleganckich czapeczkach, pantofelkach i bogatych futrzanych kołnierzach. Jedna z pań na pierwszym planie niesie ciasteczka – przedwojennym zwyczajem – w kartoniku z uchwytem ze sznurka.

Z tego okresu pochodzą dowody wpłat za kształcenie w Szkole Sztuk Pięknych im. Wojciecha Gersona w Warszawie w niebagatelnych – jak na tamte lata – kwotach 20 zł. Dla młodego człowieka pracującego i uczącego się był to spory wydatek. Na podstawie przedwojennego paszportu dowiedzieliśmy się, że co najmniej dwukrotnie wyjeżdżał za granicę – raz lub dwa razy do Paryża i raz do Włoch. Mógł wykonywać tam pewne prace malarskie, lecz nie jest to oficjalnie potwierdzone.

 

Lata wojny spędził w Warszawie, skąd w 1944 roku wyjechał do rodzinnego miasta i dalej na Ukrainę zachodnią. Zatrudnił się w firmie artystyczno-malarskiej „Chudożnik” gdzie pracował jako dekorator w państwowym teatrze. W książkach są nieścisłości, gdy czytamy, że artysta był dyrektorem teatru. Jakież było zdziwienie autorów tej informacji, gdy okazało się to zwykłą pomyłką.

Do Polski wrócił w roku 1945, przez jakiś czas mieszkał w Lęborku. Pani kustosz wspomina: Gdy szukałam dokumentów na temat malarza, dowiedziałam się, że w Lęborku mieszkają osoby o nazwisku Korcz, ale nie chciałam się w to mieszać, albowiem Korcz zostawił pamiętniki, które mogą być otwarte po 50. latach od jego śmierci, a zmarł w 1984 r. Są zapieczętowane i nikt nie może się do nich dobierać.

W 1947 r. Jan Korcz przybył do zniszczonego Gorzowa, gdzie pracował jako nauczyciel do 1950 roku. Chciał zmienić swoje miejsce pracy i w maju napisał podanie do Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz do naczelnej dyrekcji Ochrony Zabytków o zatrudnienie jako adiunkt w Muzeum Lubuskim w Gorzowie Wlkp., ale niestety nie został przyjęty. Na zdjęciu obok widzimy życiorys malarza z ciekawie napisaną historią swojego dotychczasowego życia.

 

 

W końcu postanowił całkowicie poświęcić się malarstwu, został uznany za artystę i przyjęty do Związku Polskiego Artystów Plastyków. Przemierzał miasto z kasetą malarską, sztalugą i blejtramem, szukając ciekawych pejzaży pośród szarej codzienności Gorzowa. Jan Korcz malował często stojąc nad Wartą, czasem wchodził na dachy, siadał na kominie w charakterystycznym kapeluszu, okularach, z kasetą malarską i pałeczką do podpierania ręki (wszystko  to możemy obejrzeć w Spichlerzu). Widzimy go na zdjęciach wykonanych przez gorzowskiego fotografa Waldemara Kućkę.

Był zarówno malarzem jak i pedagogiem – założył Akademię Pana Jana. Cały czas malował mnóstwo obrazów, część z nich znajduje się w zbiorach muzealnych w Gorzowie, część w gorzowskich domach.  Wiele obrazów jest bardzo brudnych, należałoby je oczyścić i zabezpieczyć.Jeden z uczestników spotkania dorzucił swoją opinię: Artysta mieszkał w bardzo skromnym mieszkaniu i nie miał dywanów. Kładł więc obrazy na podłodze i po nich chodził. Stąd te zabrudzenia i uszkodzenia płócien. Pani konserwator dodała: Przez wiele lat nie miał swojego mieszkania, najpierw mieszkał w służbowym mieszkaniu nauczycielskim, które musiał opuścić po zakończeniu pracy pedagogicznej. Potem mieszkał u znajomych, coś wynajął, robił jakieś fuchy, ale dochody cały czas miał niezbyt wysokie. Dopiero w 1974 roku dostał mieszkanie, które trzeba było utrzymać. W ostatnich latach pomagał mu gorzowski malarz Juliusz Piechocki. Inaczej umarłby z głodu. Na slajdach obejrzeliśmy wiele obrazów Jana Korcza z ciekawymi komentarzami wykładowczyni. Oto niektóre z nich:

 „Jesień w parku” – 1966 r. – W tymże roku z niedożywienia malarz zachorował na gruźlicę, leczył się w szpitalu gorzowskim i sporo czasu tam przebywał. Wtedy na obrazie pojawiła się taka ciemna kolorystyka.

 

 

 

Krajobraz Lwowa” – 1935 r. – Mały obraz na cienkiej sklejce zabezpieczony werniksem na bazie żywicy, która z czasem żółknie. Po konserwacji ukazała się pierwotna kolorystyka. Obraz namalowany bez podkładu, tylko na odrobinie białej farby, a sklejka cały czas pracuje. Wymagana jest stała wilgotność i temperatura, aby farba nie odstawała od podłoża. Jest to najstarszy obraz malarza.

 

 

„Motyw z Wieprzyc” – 1978 – obraz był bardzo zabrudzony, a kiedy go  oczyściłam ukazała się bardzo ciekawa  paleta barw.

 

 

 

W ostatniej części wieczoru odbyła się dyskusja z udziałem gorzowskiego malarza i pedagoga Juliusza Piechockiego. Padło wiele ciekawych informacji z życia artysty, wspomnień i komentarzy uczestników spotkania.

 

Tekst i zdjęcia: Marta Kotowicz

powrót do strony głównej