Recenzja Barbary Adamiszyn
Dyplom uczestnictwa w konkursie „Moje literackie fascynacje” dla Barbary Adamiszyn za recenzję książki „Żółte światło” Jerzego Pilcha. Organizatorem konkursu po raz siódmy była Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gorzowie Wlkp. Wyniki zostały ogłoszone w dniu 27 listopada 2019 roku.
Barbara Adamiszyn
Jerzy Pilch – „Żółte światło”
Książka składa się z dziewięciu części – opowiadań na odrębne tematy, a jednocześnie losy bohaterów ze sobą się łączą. Założeniem autora było przedstawienie zdarzeń życiowych bohaterów w pewnej niejednoznaczności, a nawet dwoistości. Główny bohater, Ariel, jako pisarz wykonuje „podwójne pisanie”: jedna wersja jest sekretem, prawdą skrywana przed wszystkimi, a druga przeznaczona zostaje do opublikowania, czyli na publiczne szyderstwo.
Moim zdaniem dzieło to w odbiorze jest zawiłe, wręcz zagmatwane, ale po dłuższej analizie doszłam do wniosku, że porusza ono wiele tematów współczesnego życia, jego dylematów, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dlatego właśnie warte jest głębokiego przemyślenia i podzielenia się swoimi odczuciami.
Tutaj skupię się na tylko dwóch tematach, które najbardziej mnie zafrapowały:
- Służba młodych Polaków w niemieckim wojsku – w Wehrmachcie, co wynikało z ich zamieszkania na Śląsku;
- Związek mężczyzny z kobietą przy dużej różnicy lat – przeszło 40.
Polak w Wehrmachcie
Syn pragnie poznać losy ojca, który służył w niemieckim wojsku, w Wehrmachcie. Ojciec jednak milczy jak zaklęty. Ten rozdział swojego życia uważa za nieodwołalnie zamknięty.
Był młodym chłopcem, gdy wraz z bratem wstąpił do Wehrmachtu. Mieszkał na Śląsku, był Polakiem, a wybrał wojsko niemieckie. Ślązacy mieszkający na terenach po 1939 r. włączonych do Rzeszy nie byli tak wrogo nastawieni do Niemców niż ci z np. Generalnej Guberni. Z reguły byli protestantami i z Niemcami łączyła ich religia. Także dobrze znali język niemiecki. Po wybuchu wojny mieli do wyboru: służyć w dobrze wyposażonym wojsku niemieckim lub uciekać do polskiej partyzantki.
A przecież będąc żołnierzem, ojciec musiał wykonywać wszystkie rozkazy: zabijać, palić, prześladować, mordować. Część odpowiedzialności zwala na starszego brata, poległego w czasie wojny.
Przez postać ojca autor pyta, co on, dawny żołnierz niemiecki, powinien zrobić: „Teraz. Natychmiast. Zadośćuczynić? Wynagrodzić? Odpokutować? Spłacić długi? Upodlać się nieustannie? Bez przebaczenia i bez przedawnienia?”.
Ojciec nie odpowiada na oczekiwania i pytania syna. Zamknął się w sobie, wprost zaszył usta. Nie wypowiedział ani słowa o przeszłości.
Syn musiał się zadowolić własnymi domysłami.
Małżeństwo różnolatków
Starszy schorowany mężczyzna uwiódł młodszą o 40 lat kobietę. Ale czy to on „uwiódł”, czy raczej ona „dała się uwieść”? W tym „dała się uwieść” zawarty jest cały ambaras autora albo lepiej chichot życia. Miłość takich par nie cieszy się poważaniem, a wręcz potępieniem wszelakich środowisk.
Opowiadanie napisane jest w pierwszej osobie, co wskazuje na osobiste przeżycia autora. Jego wybranka ma 24 lata, skończone studia filozoficzne, jest wybitnej urody. Podobno mężczyźni boją się pięknych kobiet. Tu bohater podejmuje decyzję, że mimo różnicy wieku, nie boi się tej kobiety.
Zamieszkują razem w jednopokojowym mieszkaniu. Żeby pokazać dwoistość takiego związku autor opisuje zdjęcie przedstawiające perwersyjnie piękną, nagą kobietę grającą w szachy ze starym, kompletnie ubranym mężczyzną.
Tymczasem młoda para postanawia się pobrać. Chcą wziąć sekretny ślub, ale tu zaczynają się prawdziwe perypetie. Odzywa się bardzo dużo „życzliwych”, którzy mnożą trudności związane np. z wymaganymi papierami, miejscem zawarcia związku, ustaleniem daty ślubu itp. Jedną z form potępienia był mobbing telefoniczny. Nieznajome osoby nie przebierały w słowach, w obraźliwych sformułowaniach. Bez uzasadnienia, tak na wszelki wypadek. To plaga naszych czasów.
Autor z wisielczym humorem opisuje te tarapaty. Ostatecznie dało się je wszystkie przezwyciężyć i para zawarła legalny związek. Ostatecznie mężczyzna stwierdził, że lata spędzone z Weroniką były najlepszymi latami jego życia.
*
Tytułowe „Żółte światło” przyświecało autorowi jako moment zatrzymania po czerwonym zakazie „stój”, a przed zielonym „idź dalej”. To co przeszło, minęło, jest za nami, ale przed postawieniem następnego kroku trzeba wziąć oddech, spojrzeć się za siebie i dopiero potem iść naprzód.
Barbara Adamiszyn
powrót do strony głównej