Witold Andrzejewski – aktor Teatru im. Juliusza Osterwy
Księdza Witolda Andrzejewskiego znało wielu gorzowian, ale przede wszystkim jako kapłana, organizatora pielgrzymek, kapelana „Solidarności” i młodzieży akademickiej, propagatora poezji, szczególnie Zbigniewa Herberta. Tymczasem swoje długie, bo 55-letnie życie w Gorzowie rozpoczął on od pracy na scenie teatru.
Sześć lat pracy Witolda Andrzejewskiego – jeszcze nie księdza Witolda – to ważny fragment historii gorzowskiego teatru. Przyjechał do Gorzowa w 1960 r., uczestniczył w pierwszej teatralnej premierze, pracował pod kierunkiem legendarnych dyrektorów – Ireny i Tadeusza Byrskich i odszedł razem z nimi: oni – na emerytury, on do seminarium duchownego. Zdecydował, że będzie księdzem. I w tej roli sprawdził się znakomicie.
Na zajęciach w dniu 2 marca 2020 roku w sekcji „Rozmowy o książkach” niewiele mówiliśmy o samych książkach, ale zajmowaliśmy się początkami gorzowskiego teatru i udziałem w jego pracy późniejszego księdza. Zwróciliśmy również uwagę na repertuar, szczególnie za dyrekcji Ireny Byrskiej, złożony z klasyki dramaturgicznej polskiej i światowej, z jej odwagi w dobieraniu sztuk.
Witold Andrzejewski rozpoczął studia aktorskie w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Łodzi, ale po roku zdecydował, że będzie się uczył tego zawodu na scenie. Właśnie szukano aktorów do otwieranego teatru w Gorzowie. Został przyjęty. Miał wtedy 20 lat. W premierowym przedstawieniu „Balladyny” (4 X 1960) zagrał małą rolę Gońca. Urodą i talentem zabłysnął rolą Królewicza w „Kopciuszku” (1 I 1961). Podobno kochały się w nim wszystkie gorzowskie dziewczyny.
Przez trzy lata był adeptem, egzamin państwowy równorzędny z ukończeniem szkoły teatralnej zdał w 1963 r., równolegle z jego rocznikiem ze szkoły teatralnej. Wtedy dyrektorem teatru była już Irena Byrska, a jej mąż Tadeusz często reżyserował.
Na początku Witold Andrzejewski jako adept dostawał niewielkie role, z czasem przypadały mu coraz większe i ważniejsze. Do takich zaliczyć należy tytułową postać Don Alvaresa w sztuce „Don Alvares, albo niesforna w miłości kompanija” Stanisława Herakliusza Lubomirskiego (2 V 1964). Sztukę tę nasz teatr pokazał na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, zarejestrowała ją Telewizja Polska i jako jedyną w historii naszego teatru, pokazano w programie ogólnopolskim. Przedstawienie zyskało bardzo dużo bardzo dobrych recenzji.
Inną ważną rolą Witolda Andrzejewskiego była postać Gustawa-Konrada w „Dziadach” Adama Mickiewicza. Wprawdzie nie był to cały utwór, a tylko fragmenty, ale ze wszystkich czterech części, zawsze w udziałem Gustawa-Konrada.
Na koniec sezonu 1965/66, 6 maja odbyła się premiera popularnej wtedy komedii Oscara Wilde’a „Lord z walizki”, w której Witold Andrzejewski zagrał postać Jacka Worthinga. Bolesław Soliński poświęcił mu dłuższy fragment swojej recenzji: Ubawiłem się na tym przedstawieniu setnie, a zawdzięczam to wszystkim wykonawcom, wśród których na pierwszym miejscu muszę wymienić Witolda Andrzejewskiego w roli Jacka Worthinga. Był to nie tylko w całym przedstawieniu najlepszy „głos”, ale i najlepiej aktorsko postawiona postać. Czyżby aktor, którego z dużą satysfakcją obserwujemy od samych chyba początków aktorskiej kariery w swoim rodzinnym mieście odnalazł siebie właśnie w komedii? Swoboda i lekkość, inteligentna interpretacja tekstów piosenek stwarzały błyskotliwy kontakt z widownią. Było w tym może nieco z solowego występu estradowego wykonawcy, ale mieściło się świetnie w koncepcji inscenizacyjnej zakładającej świadomie takie piosenkarskie inkrustacje („Nadodrze” 1966 nr 11).
Czy na tej premierze Witold Andrzejewski już wiedział, że w teatrze gra ostatnią rolę?
Wiesław Antosz, autor wywiadu-rzeki z ks. Witoldem Andrzejewskim pt. „Od deski do deski” zapisał taki z nim dialog:
– Czy czuł ksiądz satysfakcję z pracy w teatrze?
– Ogromną. Praca sprawiała mi bardzo dużo satysfakcji, teatr wiele mnie nauczył.
– Dlaczego ksiądz zostawił teatr?
– To chyba oczywiste. W pewnym momencie życia odczytałem, że Pan Bóg chce ode mnie czegoś innego.
*
W latach 1960-1966 Teatr im. J. Osterwy wystawił 59 sztuk. Witold Andrzejewski zagrał w 44, w niektórych po dwie role. Był to więc znaczący dorobek.
Dla niego jednak znacznie ważniejsze niż osiągnięcia sceniczne okazały się kontakty intelektualne z państwem Byrskimi i ze Zbigniewem Herbertem, którego oni do Gorzowa ściągnęli, powierzając mu funkcję kierownika literackiego, którego tu nazywano „dramaturgiem teatralnym”. Tak po latach wspominał tamten czas: Znalazłem się w miejscu, w którym można było się bardzo wiele nauczyć, nie tylko zawodu, ale także sposobu myślenia, widzenia i obserwacji świata, studiów nad nim. Całymi dniami siedzieliśmy w teatrze szukając, dyskutując, rozmawiając, pracując.
Choć Witold Andrzejewski nie został wielkim aktorem, to jednak sześć lat pracy na gorzowskiej scenie dało mu przekonanie, że trzeba spełniać swoją misję: jedni to robią przez sztukę, on wybrał Kościół. I był to bardzo dobry wybór.
Tekst: Krystyna Kamińska
Zdjęcia archiwalne zrobiła Grażyna Wyszomirska, a pochodzą ze zbiorów Teatru im. Juliusza Osterwy przechowywanych w Archiwum Państwowym w Gorzowie Wlkp.
Witold Andrzejewski
- jako Książę w „Kopciuszku”
- jako Don Alvares w sztuce „Don Alvares”
- jako Jack Worthing w sztuce „Lord z walizki”