Stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku

Między dwiema wodami

Między dwiema wodami

 

Pierwszy powakacyjny wykład z turystki w dniu 04.10.2019 roku był w pewnym sensie przedłużeniem wakacji. Słuchacze sekcji zostali zaproszeni nad Bałtyk, na środkową część polskiego wybrzeża dosłownie upstrzoną dużymi przymorskimi jeziorami. Tym razem skupiliśmy się na jeziorze Jamno – trzecim co do wielkości spośród z nich i dziewiątym co do wielkości w kraju. Mimo że tytuł prelekcji brzmiał Między dwiema wodami, odwiedziliśmy nie tylko wąską, oddzielającą Jamno od morza mierzeję, ale też miejscowości położone wokół jego brzegów.
Wycieczkę rozpoczęliśmy i zakończyliśmy w Mielnie, jednym z najmłodszych polskich miast (prawa miejskie wraz z Unieściem nabyte 01.01.2017). Chociaż śladów dawnego przedwojennego kurortu trzeba się tam trochę naszukać, to po sezonie jest naprawdę uroczo. Warto zobaczyć niewielki gotycki kościółek i wspaniałą mieleńską promenadę, która od 2018 r. nie jest już dwuczęściowa i można nią spacerować aż do Unieścia. Zniszczoną wcześniej przez sztorm część nadmorskiego deptaka połączono trzystu metrową kładką zbudowaną na palach przed czołem wydmy. Idealne miejsce do podziwiania zachodów słońca.
Fotografia z morsem i jeleniem (pomniki) to obowiązkowy punkt pobytu w Mielnie, mało kto jednak wie, że można też zrobić sobie selfie z syrenką. Wrażenie robią nowoczesne apartamentowce i pięknie odnowione, choć nieliczne wille z przełomu XIX/XX wieku. Nad brzegiem jeziora Jamno fani glampingu (glamorous + camping = luksusowy kemping) znajdą domki w drzewach, a amatorzy nietypowych noclegów – całoroczne luksusowe domki na wodzie.
Na drugim brzegu jeziora rozłożyła się lubiana przez wędkarzy wioska Podamirowo. Nieco dalej na wschód zwraca uwagę górująca w krajobrazie wieża gotyckiego kościółka w Jamnie. Jamno i pobliski Łabusz przez wiele wieków były wsiami odciętymi od świata. Od północy ograniczało je jezioro, z pozostałych kierunków bagna dające się przebyć jedynie w ostrą zimę lub szczególnie suche lato. Nic więc dziwnego, że wykształciły się tam specyficzne obyczaje, obrzędy i sztuka będąca mieszanką wpływów słowiańskich, niemieckich, holenderskich i fryzyjskich. Chociaż obie wsie sięgały korzeniami średniowiecza, to pierwszy obcy „wżenił się” do ich społeczności dopiero pod koniec XIX w., a pierwsza utwardzona droga łącząca te miejscowości ze światem powstała w 1899 r. W 2010 r. obydwie wsie włączono w granice Koszalina, a w 2019 r. w samym Jamnie otwarty został niewielki skansen prezentujący historię i pozostałości zaginionej kultury jamneńskiej.
Warto oddalić się trochę od brzegów jeziora by zobaczyć oddany w 2013 r. nowoczesny budynek Filharmonii Koszalińskiej lub ciekawy modernistyczny ratusz, a wracając nad Jamno zatrzymać się na chwilę przy Politechnice Koszalińskiej. To tam wylądowały słynne Ptaki Hasiora będące jednym ze współczesnych symboli miasta. Sam autor nadał im nazwę „Płonące ptaki – tym, którzy walczyli o wolność tych ziem”. Podczas ważnych uroczystości one naprawdę płoną. Koszalinianie są z nich dumni, podobnie jak gorzowianie ze swojej drugiej co do wielkości – po zakopiańskiej – kolekcji Hasiorów.
Przemieszczając się nadal w kierunku wschodnim, dotarliśmy do leżącej w zakolu jeziora Jamno wsi o nazwie Osieki. Znajduje się tutaj średniowieczny kościół pielgrzymkowy związany z kultem krwawiącej hostii. Cud eucharystyczny zdarzył się tu pod koniec XIV w., sanktuarium w rozbudowanej na ten cel świątyni funkcjonowało do czasów reformacji, ale po przejęciu jej przez protestantów stopniowo popadło w zapomnienie. Chociaż cudowny opłatek gdzieś zaginął, dawna historia przyciąga w to miejsce turystów. Nie przeszkadzają im wyjaśnienia naukowców udowadniających, że za zjawisko „krwawienia” hostii najprawdopodobniej odpowiada uwielbiająca skrobię wszędobylska bakteria o nazwie Serratia marcescens. Jeżeli już zagnieździ się taka na pieczywie (opłatek nim jest), to w sprzyjających warunkach podkreśla ten fakt wydzielając czerwony, nierozpuszczalny w wodzie barwnik.
W Osiekach kończy się rozpiętość równoleżnikowa Jamna. Nie chcąc opuszczać jeziora, ruszyliśmy jego brzegiem ku północy. Kilka kilometrów dalej zaczynają się Łazy, kolejna miejscowość leżąca między dwiema wodami. Wieś liczy nie więcej niż 80 stałych mieszkańców, latem jednak rozrasta się wielokrotnie. Przyjeżdżają tu amatorzy leżakowania na nadbałtyckiej plaży posiadającej międzynarodowy certyfikat Błękitnej Flagi i amatorzy serfowania po jeziornej toni. Czekają na nich hotele, pensjonaty i kempingi o wszystkich możliwych standardach.
Droga pomiędzy Łazami a Unieściem dopiero od końca lat 90. ubiegłego wieku dostępna jest dla wszystkich. W latach 30. Niemcy wybudowali tu najpierw bazę ratownictwa morskiego, potem poligon doświadczalny łodzi latających i bazę wodnosamolotów typu Heinkel i Dornier, ba – pod koniec wojny zdarzyło się nawet porwanie jednego z Dornierów przez niemieckiego mechanika samolotowego i jego fińską ukochaną (udało im się dolecieć i wylądować w Szwecji).Po wojnie stacjonowały tu polskie oddziały, dziś na terenach powojskowych wyrastają apartamentowce.
Mierzeja miejscami nie jest szersza niż 500 metrów. W jednym z przewężeń morze wyrwało sobie kiedyś kanał dostępu do jeziora. Tę naturalną przetokę nazwano Jamneńskim Nurtem. W 2013 r. ujęto go w karby betonowych opasek, pomiędzy którymi wmontowano wrota sztormowe. Dwa lata później od strony morza osłonięto całość betonowym falochronem. Słodkie jeziorne wody mieszają się przed nim widowiskowo z morskimi falami, a zaciszna, oddalona od ludzkich siedzib plaża znajduje się na liście najpiękniejszych oficjalnych plaż dla naturystów.
Żabi skok za Jamneńskim Nurtem zaczyna się Unieście, dziś największa dzielnica miasta Mielno-Unieście. Tutaj koniecznie trzeba odwiedzić niewielką przystań rybacką, na zakończenie wyprawy uraczyć się pyszną rybką i potem piękną promenadą wrócić do miejsca startu. My tak uczyniliśmy, przynajmniej wirtualnie.
Na następnym wykładzie (18 października) powędrujemy morskim wybrzeżem na wschód i odwiedzimy pomorskie dwumiasto: Słupsk i Ustkę oraz ich okolice.
Zapraszam serdecznie.

Tekst i zdjęcia: Maria Gonta

powrót do strony głównej